sobota, 26 stycznia 2013

Rose Weasley - Rozdział 4 część III

 Po lekcji latania mieli eliksiry. Zeszli do lochów, gdzie odbywały się te lekcje. Albus i Rose pochwalili się swoją przygodą Molly, Jamesowi, Fredowi, Louisowi i Dominique. Ta ostatnia martwiła się najbardziej.
 - Nic ci nie jest? Jesteś cała? Może powinnaś iść do skrzydła szpitalnego? - wypytywała i oglądała ją z każdej strony. 
 - Spokojnie... wszystko w porządku - westchnęła Rose. Zadzwonił dzwonek. - Musimy już iść.
 Na eliksirach profesor Slughorn przedstawił im plan na ten rok. 
 - Otwórzcie swoje podręczniki na stronie jedenastej i wykonajcie  eliksir poprawy humoru, którego przepis znajdziecie właśnie na tej stronie - powiedział, kiedy już wszystko omówił.
 Pod koniec lekcji chodził i sprawdzał, czy uczniom udał się wywar. Jak się okazało żaden z nich nie był idealny, lecz dwa albo trzy za silne, a reszta za słaba. Z klasy większość pierwszoklasistów wyszła ponura, a Albus i dwie Krukonki tryskały energią i humorem do końca dnia. Rose przeprosiła go za to, lecz on był tak szczęśliwy, że nic mu nie przeszkadzało. 
 Podczas drugiego śniadania chłopak nieco spochmurniał, kiedy James wepchnął jego twarz w dżem. 
 - A temu co? - zapytał zdziwiony, patrząc na szeroki uśmiech na twarzy brata.
 - Przesadziłam z eliksirem na poprawę humoru - mruknęła Rose i zajęła się tostem. Albus wycierał sobie twarz chusteczką, a James, trochę wkurzony, trochę rozbawiony odszedł trochę dalej i usiadł koło kolegów. 
 Wieczorem humor Albusowi zniknął całkowicie, gdy przypomniał sobie ile ma zadane. Wyciągnął dwie rolki pergaminu i zaczął po nim bazgrać różne zastosowania bezoaru, a kiedy skończył dał swojej kuzynce do sprawdzenia. 
 - Tu masz źle - powiedziała i wskazała na miejsce na pergaminie.  - Bezoar wytwarza się w żołądku kozy, a nie w wątrobie - stwierdziła i oddała mu pergamin, żeby to poprawił. Sama zajmowała się już esejem z obrony przed czarną magią, gdyż wypracowanie na zielarstwo skończyła poprzedniego wieczoru. 
 - Rose? - usłyszała głos za sobą.
 - Hmm...? - spytała, czytając podręcznik.
 - Sprawdzisz mi esej na numerologię? - Rose dopiero teraz się odwróciła i spostrzegła, że mówi do niej Fred. 
 - Jasne - powiedziała i odrzuciła swój pergamin i chwyciła ten, który podawał jej Fred.
 Kiedy już sprawdziła esej na numerologię i skończyła swój James i Louis poprosili ją o to samo. Wyszło na to, że poszła spać około północy, po sprawdzeniu i poprawieniu około pięciu rolek pergaminu. Wszyscy bardzo jej za to podziękowali, lecz następnego dnia obudziła się strasznie zmęczona. 

***

No to jest część III i więcej nie będzie! Następny rozdział może dodam jeszcze dzisiaj, ale nie na pewno :)

Patte

Rose Weasley - Rozdział 4 część II


 Po lekcji wszyscy pobiegli na boisko do quidditcha, żeby poczekać na panią Hooch. Zanim zadzwonił dzwonek Albus zagłębił się w lekturze. Co jakiś czas wskazywał coś, aby Rose to przeczytała. 
 - Chciałbym być animagiem, a ty? - zapytał przeczytawszy pierwszy rozdział.
 - Noo... fajnie by było - odpowiedziała mu rozmarzonym głosem. - W jakie zwierze chciałbyś się zmieniać?
 - Hmm... nie wiem, może w psa... - wrócił do czytania. - A ty?
 - Myślę... myślę, że w fretkę... albo w wiewiórkę... - zamyśliła się Rose. 
 Wtedy podszedł do nich Scorpius Malfoy i wyrwał Albusowi książkę z ręki.
 - Potter?! Ty czytasz?! - zadrwił. - Myślałem, że to zajęcie jest znakiem rozpoznawczym Weasley'ów. - pomachał książką i rzucił do kolegi.
 Przerzucali ją sobie tak z rąk do rąk, dopóki nie przyszła pani Hooch. 
 - Co tu się dzieje? - krzyknęła i wyrwała książkę z dłoni Malfoya. - Czyje to?
 - Moje - zgłosił się Albus.
 - Chłopcy! Nie dokuczajcie innym! - upomniała profesor Hooch Ślizgonów. - Slytherin traci pięć punktów!
 Malfoy rzucił Albusowi nienawistne spojrzenie, odwrócił się i poszedł do swojej bandy. Profesor Hooch rozdała wszystkim miotły i kazała ustawić się w rzędach. 
 - Stańcie obok nich i powiedzcie "do mnie"! - nakazała.
 Na boisku zrobiło się głośno, mimo, że nie było tam nie więcej niż dwadzieścia osób. Wszyscy wołali "do mnie". Jedynymi osobami, do których miotła podleciała już za pierwszym razem był Albus oraz Veronica, koleżanka Rose z dormitorium. Rose udało się dopiero za piętnastym lub szesnastym. 
 - Wsiądźcie na nie - powiedziała profesor Hooch, kiedy już wszyscy ściskali miotły w dłoniach. Każdy wykonał jej polecenie, a ona chodziła i sprawdzała, czy robią to dobrze. - A teraz mocno odepchnijcie się od ziemi.
 Gdy już ponad połowa uczniów była w powietrzu Malfoy przepychał Albusa, żeby ten zleciał z miotły, a pani Hooch pokazywała reszcie jak unieść się w górę. 
 - No dalej! - powiedziała, kiedy Eve po raz kolejny odepchnęła się i spadła. - Kto zamienił tą miotłę na taką, która nie lata?! - wrzasnęła nagle i Malfoy o mało co nie spadł, tak się przestraszył. - Gadać! Który to? A może która - rozglądała się po przerażonych twarzach uczniów. W końcu zrezygnowana poszła do jednej z szatni po nową miotłę. - Uważajcie i nie wzlatujcie zbyt wysoko! - ostrzegła ich.
 Malfoy wykorzystał ten moment i powiedział do swojego kolegi, żeby wypuścił tłuczka. Rose wisiała w powietrzu i gadała z Eve, czy wszystko w porządku. Albus nie spodziewał się niczego dobrego po tłuczku, więc szybko chwycił za pałkę i obserwował latającą piłkę. W pewnym momencie Malfoy odbił tłuczka w kierunku Rose. Albus zareagował natychmiast: wleciał pomiędzy piłkę a kuzynkę i uderzył ją z całej siły. Nie widział gdzie poleciała, bo natychmiast odwrócił się, aby sprawdzić, czy Rose nic nie jest. Była cała i zdrowa i podziękowała mu za ratunek. Malofy nie miał tyle szczęścia. Piłka ugodziła właśnie w jego nos. Przy pomocy swoich kumpli udało mu się dostać na ziemię, skąd wkurzona profesor Hooch zabrała go do skrzydła szpitalnego, mrucząc pod nosem:
 - Nie ruszać się z boiska! Później się dowiem kto to zrobił. 
 Albus wylądował, a wszyscy Gryfoni rzucili się na niego, zaczęli klaskać i gratulować mu trafienia do celu. Jednak Ślizgoni nie byli przyjaźnie nastawieni. Jeden z nich, Grasser, ten, który wypuścił tłuczka, podszedł i próbował go uderzyć, lecz Albus, mały i zwinny, łatwo uciekł przed wielką pięścią. Wsiadł natychmiast na miotłę i podleciał kilka stóp w górę. Osiłek próbował zrobić to samo, lecz był zbyt ciążki, żeby szkolna miotła go uniosła. Wtedy zrobił coś, czego nikt zupełnie się nie spodziewał: wyciągnął Rose z tłumu i przyłożył jej różdżkę do gardła. 
 Albus nie wiedział co zrobić. Był pewien, że po kilku dniach szkoły nie nauczył się niczego, co mogłoby zrobić wielką krzywdę dziewczynie, ale też nie chciał ryzykować. Powoli opadał coraz niżej, aż w końcu, gdy wylądował inny osiłek zagroził mu różdżką. Chłopiec odrzucił miotłę Albusa w bok i poprowadził go w kierunku kuzynki. 
 Rose wolałaby nie wiedzieć co by się stał, gdyby właśnie nie przyszła profesor Hooch. Nauczycielka jak zobaczyła, że dwoje uczniów grozi różdżkami innym natychmiast wyrzuciła ich ze swojej lekcji, odjęła dwadzieścia punktów Slytherinowi i dała im szlaban. Albus, jeszcze trochę przerażony, ucieszył się w duchu, że Ślizgoni zostali ukarani.

***

Tym razem trochę dłuższe :)
Jak pisałam: automatyczna publikacja godzinę po części pierwszej. Jak mi się uda za następną godzinę dodam część trzecią, ale nie obiecuję
Komentujcie i hejtujcie! (Mam nadzieję, że tych drugich będzie mniej;)

Patte

Rose Weasley - Rozdział 4 część I

 W czwartek Albus obudził się o piątej i nie mógł spać dalej. Myślał o lekcji latania. Sam nie wiedział co czuje, czy strach, czy ekscytację. Chyba i to, i to - pomyślał i zwlókł się z łóżka.  Ubrał się po cichu, żeby nie obudzić Finna i Masona i zszedł do pokoju wspólnego.
 Przez dłuższy czas siedział sam, ale po godzinie przyszła Rose.
 - Już nie śpisz? - zapytała i opadła na kanapę obok kuzyna. 
 - Taak, nie mogę doczekać się lekcji latania - wyznał. - A ty?
 - Boję się tej lekcji - powiedziała i westchnęła.
 - Dlaczego? - spytał zdziwiony Albus.
 - Nie umiem latać - skrzywiła się Rose.
 - Nieprawda, dobrze ci pójdzie - zaczął ją pocieszać.
 Za jakiś czas poszli na śniadanie. Sufit Wielkiej Sali był błękitny, jak niebo za oknami.
 - Która godzina? - spytał Albus, widząc, że nie ma ani potraw, ani uczniów.
 - Za pięć siódma - odpowiedziała Rose.
 Zdecydowali poczekać w środku, gdyż śniadanie rozpoczynało się za kilka minut. Gdy już pojawiło się jedzenie oboje chwycili za tosty, a następnie poszli do swoich sypialni po książki. Kiedy przechodzili przez Pokój Wspólny James podłożył nogę Albusowi, ale Rose go przytrzymała i nie upadł. Starszy z braci wyszedł już przez portret Grubej Damy, kiedy młodszy z nich powiedział:
 - Kiedyś mi za to zapłaci - spojrzał nienawistnym wzrokiem w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął James.

 - Oj, daj spokój. Znajdziemy jakieś zaklęcie w bibliotece - uśmiechnęła się Rose i pobiegła do swojej sypialni po książki.
 - A właśnie! Biblioteka! Muszę iść coś wypożyczyć! - powiedział Albus i wybiegł z Pokoju Wspólnego. Rose pobiegła za nim.
 Po drodze profesor Longbottom zatrzymał ich, mówiąc, że na korytarzach się nie biega. Wtedy przeszli się kawałek, a kiedy zniknęli za rogiem znów puścili się biegiem. 
 - Czy jest Quidditch Przez Wieki? - zapytał zdyszany Albus, jak już dotarli do czytelni.
 - Jest... zaraz poszukam - odpowiedziała pani Pince i zniknęła wśród regałów. Po chwili wróciła z małą, zieloną książką.
 - Dziękuję - powiedział Albus i wyleciał z biblioteki.
 - Tylko zwróć w ciągu tygodnia! - krzyknęła z nim pani Pince, ale on już nie słuchał, bo pędził na lekcję Obrony Przed Czarną Magią. Rose dobiegła do niego po chwili i weszli do klasy, prawie całej zapełnionej. Mieli szczęście, gdyż nauczyciela jeszcze nie było. Usiedli przy wolnej ławce i zaczęli się rozpakowywać, kiedy profesor Finnigan wszedł do środka. 

***

Tym razem takie krótkie, ponieważ wiem, że mało kto lubi długie rozdziały, dlatego następny doda się automatycznie za godzinę ;)

Patte

Ps. Miło mi, że mam więcej odwiedzających i komentujących :)

piątek, 25 stycznia 2013

Liebster Awards

Zostałam nominowana do Liebster Awards przez Julę z covered-in-white.blogspot.com
Dziękuję Ci, lecz nie wiem do końca na czym to polega.
Z tego co zdążyłam się dowiedzieć to dostaję 11 pytań na które muszę odpowiedzieć, a potem nominować kolejne 11 osób, zadając im 11 pytań :)

Dostałam pytania:
1.Twoje imię?
2. Ulubiona drużyna piłkarska?
3. Ulubiony zawodnik?
4.Najlepszy film?
5.Co robisz w wolnym czasie?
6.Ulubiona potrawa?
7.Ulubiona piosenka?
8.Uprawiasz jakiś sport?
9.Z jakiego województwa jesteś?
10.Byłeś/aś za granicą?
11.Ulubione zwierze?

Moje odpowiedzi:
1. Pati
2. FCB
3. Messi
4. ...nie wiem
5. Czytam książki i piszę bloga
6. Spaghetti
7. 30 Seconds to Mars - This is War
8. Narty
9. Kuj. - pom.
10. Taak, wiele razy
11. Lis albo wilk

Moje pytania to:
1. Ulubiona książka? 
2. Ulubione miejsce?
3. Masz konto na Facebooku?
4. Masz GG, albo Skypa?
5. Podoba ci się mój blog?
6. Ulubiona czekolada?
7. W jakim jesteś przedziale wiekowym (dzieci - 6-12, młodzież - 13 -17, dorosły + 18)?
8. Jakiej muzyki słuchasz?
9. Masz chłopaka/dziewczynę?
10. Ulubiona emotikona?
11. Gdzie byś chciał/a mieszkać?

Blogi, które nominuję:

imaginacze.blogspot.com


Rose Weasley - Rozdział 3

 Następnego Rose obudziła się około siódmej i nie czekając na koleżanki, ubrała się i poszła na śniadanie. W Wielkiej Sali zastała tylko pięć osób, w tym Albusa i Scorpiusa. Podeszła do stołu Gryfonów i usiadła koło swojego kuzyna. 
 - Cześć - przywitał ją śpiącym głosem.
 - Hej - odpowiedziała i zajęła się smarowaniem tosta. - Co u ciebie?
 - Ehh... nic takiego - odpowiedział. - Słyszałem, że miałaś starcie z Scorpiusem - zapytał nieco bardziej ożywiony.
 - Nic wielkiego, dosiadł się do mnie w pociągu i... - opowiedziała mu wszystko. - Nie wydawał się wredny, ale kiedy tylko usłyszał, że jestem Weasley wyszedł i się nie odzywał. 
 - Burak. Nie zwracaj na niego uwagi - poradził jej Albus.
 Do końca śniadania już nie rozmawiali, ale kiedy już mięli wychodzić profesor McGonagall dała im plan lekcji. 
 - Latanie w środę... - Al spojrzał na plan lekcji i zaczął go studiować. - No nie! Ze Ślizgonami! - odłożył kubek z sokiem z dyni i powrócił do planu. - Dzisiaj transmutacja, dwie godziny historii magii i zaklęcia... - zamyślił się na chwilę. - Rose?
 - Hmm...? - odpowiedziała, popijając sok. 
 - Siedzisz koło mnie? - zapytał.
 - Hmm... chętnie - uśmiechnęła się i poszli oboje do wieży Gryffindoru po książki.
 W Pokoju Wspólnym spotkali Victorię, Eve, Finna i Masona. Wszyscy dziwili się, że Rose i Albus już wrócili ze śniadania, na które właśnie zmierzali. 
 Rose poszła na górę do swojej sypialni, wzięła torbę, zapakowała do niej Standardową księgę zaklęć (1 stopnień), Dzieje magii, Tysiąc magicznych ziół i grzybów i Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) i zeszła do Pokoju Wspólnego. Usiadła na fotelu przed kominkiem i czekała na Albusa. W końcu ten wyłonił się z drzwi prowadzących do sypialni chłopców i wyszli z wieży kierując się do sali, w której mięli mieć transmutację. 
 Po drodze spotkali Molly Weasley.
 - Idźcie tamtędy - wskazała na korytarz i schyliła się, gdy Fred rzucił coś Jamesowi. - Będzie bliżej. Nie martw się, lekcja nie będzie trudna, zaczniecie od zmieniania wykałaczki w zapałki. - dodała, widząc przestraszoną minę Albusa.
 W sali jeszcze nikogo nie było, więc weszli do środka i zajęli drugą ławkę od biurka nauczyciela. Po jakimś czasie, kiedy większość uczniów już się rozpakowała i pozajmowała miejsca, zagrzmiał dzwonek i weszła profesor McGonagall. Zaczęła od odczytania listy nazwisk i przystanęła na Rose.
 - Mam nadzieję, że odziedziczyłaś umiejętności po matce - uśmiechnęła się, lecz szybko powróciła do sprawdzania obecności. 
 Pod koniec lekcji profesor McGonagall ucieszyła się gdy zobaczyła dwie zapałki na biurku Rose i Albusa. Reszcie klasy poszło trochę gorzej.
 Następnie skierowali się do klasy profesora Binnsa. Z głębokiej drzemki wszystkich obudził dzwonek, a nauczyciel (jedyny duch uczący w Hogwarcie) wsiąknął w tablicę i prawdopodobnie skierował się do pokoju nauczycielskiego. 
 Na zaklęciach ćwiczyli tylko wymachiwanie różdżką i omawiali teorię. Mały profesor Flitwick zademonstrował pokaz kilku zaklęć, co spotkało się z wielkim "woow!". 
 - Lewitacji będziemy się uczyć za kilka miesięcy! - powiedział i uniósł tiarę Veroniki. Przeleciała ona przez całe pomieszczenie i opadła na głowę swojej właścicielki. 
 Po tej lekcji wszyscy udali się do Wielkiej Sali na drugie śniadanie.
 - I jak pierwszy dzień? - zapytał James i usiadł pomiędzy Albusem i Rose. Z drugiej strony dziewczyny przysiadł się Fred, a koło chłopaka zajął miejsce Louis. 
 - Nie najgorzej - odpowiedział Al i zaczął jeść tosta. 
 - Co jeszcze dzisiaj macie? - spytał Fred i posmarował sobie kawałek chleba masłem. 
 - Chyba nic... - odpowiedziała Rose i zajrzała na plan. - Godzinę przerwy i zielarstwo w szklarni numer 1. A wy?
 - Wróżbiarstwo i obronę przed czarną magią. Nauczyciel jest już drugi rok, a każdy wytrzymał tylko dwa semestry. - powiedział Louis.
 - A kto uczy? - zapytał zaciekawiony Albus.
 - Seamus Finnigan, kolega naszych rodziców - James wskazał na jednego z profesorów siedzących przy stole ciała pedagogicznego.
 - Kojarzę! Kiedyś tata mi o nim opowiadał - powiedziała Rose. 
 - Dobra, my musimy już uciekać. Mamy jeszcze coś do załatwienia - Fred wstał i odłożył szklankę z sokiem z dyni. Biorąc podręcznik zsunął ją przypadkiem ze stołu, a ona spadła i się rozbiła. - Cholera! - zaklął. Rose wyjęła różdżkę, skierowała na odłamki szkła i mruknęła:
 - Reparo - szklanka naprawiła się, a Fred położył ją z powrotem na stole. 

 - Dzięki - mruknął i wyczyścił serwetką plamę z podłogi. 
 Po chwili w Wielkiej Sali nie było już nikogo, gdyż wszyscy popędzili na lekcje. Rose i Albus, nie wiedząc co robić, poszli do biblioteki. Oboje próbowali znaleźć jakieś fajne zaklęcia w książkach. 
 - Masz coś? - zapytał Al.
 - Nie... - odpowiedziała Rose i ponownie zagłębiła się w lekturze.
 - Zgłosisz się do drużyny quidditcha? James tam gra jako szukający.
 - Nie, nie przepadam za tym. Nie lubię latać.
 - Ja będę się starał o miejsce ścigającego lub pałkarza. 
 Do dzwonka szukali zaklęć, ale nic fajnego nie wpadło im w ręce.  Potem udali się do szklarni. Zielarstwa nauczał profesor Longbottom. 
 - Dzień dobry, uczniowie! - powitał ich, kiedy weszli do klasy. Zaczął czytać nazwiska, a kiedy doszedł do Potter i Weasley spojrzał na nich i uśmiechnął się. 
 - Macie napisać na poniedziałek wypracowanie o zastosowaniu mandragor - oznajmił Neville pod koniec lekcji. Wszyscy westchnęli.
 Wieczorem przy kominku siedzieli Rose, Albus, James, Fred i Louis, odrabiając zadania domowe. Co jakiś czas jeden z chłopców prosił Rose o sprawdzenie wypracowania, gdyż dziewczyna przeczytała również ich podręczniki, a James ciągle dokuczał Albusowi, zamykając mu książkę lub plamiąc pergamin atramentem. W końcu Rose wkurzyła się i posadziła braci, jak najdalej od siebie. 
 Około dziesiątej wszyscy poszli do sypialni. Koleżanki Rose już spały, więc ta po cichu przebrała się i weszła do łóżka. Przez jakiś czas czytała podręcznik od wróżbiarstwa.

***


Znowu się rozpisałam... :)


Patte

czwartek, 24 stycznia 2013

Rose Weasley - Rozdział 2

 Profesor McGonagall wprowadziła grupę do środka. Wszystkie oczy zwróciły się w ich stronę. Przeszli pomiędzy stołami Gryffindoru i Ravenclawu i stanęli przed stołem dla nauczycieli. Profesor McGonagall niosła stołek i Tiarę Przydziału. Gdy postawiła ją przed stołem od razu zaczęła śpiewać. 
 - Kiedy wyczytam czyjeś nazwisko, dana osoba zakłada Tiarę i siada na stołku - powiedziała, gdy czapka skończyła swą pieśń. - Apo, Oscar!
 Z tłumu wystąpił bardzo niski, czarnowłosy chłopiec. Drżąc, podszedł do profesor McGonagall i założył Tiarę. Gdy usiadł na stołku ona krzyknęła:
 - Ravenclaw! 
 Dwoje następnych uczniów również trafiło do Ravenclawu. Potem jakaś "Cendy, Mandy" usiadła przy stole Huffepuffu, a "Darwood, Terry" do Slytherinu. Następnie "MacDouglas, Annie" została przydzielona do Huffelpuffu, "Malfoy, Scorpius" do Slytherinu, a pierwszą osobą, która doszła do Gryffindoru był "Nova, Finn". 
 - Potter, Albus Severus - wyczytała profesor McGonagall. W sali zrobiło się cicho. Wszyscy znali historię jego ojca. Chłopiec wystąpił z niewielkiej grupki uczniów i skierował się do stołka. Szedł trochę niepewnym krokiem, a kiedy doszedł usiadł, a Tiara opadła mu na oczy. Bał się strasznie, że trafi do Slytherinu.
 - Hmm... - zamyśliła się Tiara Przydziału. - Potter... kolejny Potter... Trudna decyzja... Mądry, to fakt, sprytny również, lojalny wobec przyjaciół, odważny... Dość trudne, ale chyba wiem, gdzie pasujesz idealnie...
 - Tylko nie Slytherin! - pomyślał Albus. W małej grupce uczniów, oglądających to zdarzenie z bliska, młoda Rose Weasley trzymała kciuki za kuzyna.
 Tiara myślała jeszcze przez chwilę, aż w końcu wykrzyknęła:
 - Gryffindor! 
 I Albus, i Rose odetchnęli z ulgą. Chłopiec zszedł ze stołka, zdjął Tiarę i popędził do stołu Gryfonów, gdzie przywitali go okrzykiem radości. James poklepał brata po plecach, ale już po chwili znów skupili się na Ceremonii Przydziału. 
 Tym razem została wywołana "Resoon, Rebeca", którą przydzielono do Slytherinu, tak jak jej siostrę bliźniaczkę Stellę. "Smith, Eva" dołączyła do Gryffindoru, a "Totty, Mile" do Huffelpuffu. 
 - Weasley, Rose - wyczytała profesor McGonagall, a rudowłosa dziewczynka wyszła z tłumu i usiadła na stołku.
 - Weasley! Kolejny Weasley! Co za pytanie?! GRYFFINDOR! - zagrzmiała Tiara. 
 Przy stole Gryfonów rozległy się głośne krzyki. Rose podeszła i usiadła koło Molly. Odetchnęła z ulgą. Wszyscy jej kuzyni i kuzynki podeszli powitać ją w Gryffindorze. 
 Zanim Ceremonia dobiegła końca przy stole usiadła jeszcze Veronica Wood i Mason Zefir, a Rocky Zabini poszła do Slytherinu.
 Po uczcie Victoire Weasley zaprowadziła uczniów pierwszych klas do dormitorium. Była ich tylko szóstka, także nie sprawiali jej wielkiego kłopotu.
 Albus, Finn i Mason skierowali się do swojej sypialni, a Veronica, Eve i Rose do swojej. W środku czekały na nich kufry.
 Rose ledwo co weszła to przebrała się w piżamę. Leżąc w łóżku poznawała swoje koleżanki.
 - W ogóle nie  wiedziałam, że jestem czarownicą! Dowiedziałam się dopiero, gdy dostałam ten list! - Opowiadała z zapałem Eve. -A wy?
 - Moja mama też tak miała. Przed przyjazdem do Hogwartu przeczytała wszystkie książki - odpowiedziała Rose. - Ja od urodzenia wiedziałam, że jestem czarownicą. Chciałam pójść, jak tylko dowiedziałam się, że moja kuzynka Victoire idzie. 
 - Victoire? To ta, co nas odprowadzała? - zapytała Veronica.
 - Tak - uśmiechnęła się Rose. - Jeszcze mój kuzyn jest na tym samym roku, co my. To Albus.
 - Zaraz, ilu ty masz kuzynów? - spytała zdumiona Eve.
 - Ee... - Rose szybko przeliczyła wszystkich. - Dziesięcioro - odpowiedziała, a jej koleżanki zrobiły wielkie oczy. - Victoire, jej siostra Dominique i brat Louis, potem Molly i jej siostra Lucy, idzie do Hogwartu w przyszłym roku, Fred i Roxanne, w wieku Lucy, następnie James, Albus i młoda Lily. Mam jeszcze brata Hugo. - opowiedziała Rose.
 - Wooow! - zachwyciła się Eve. - Ja mam tylko siostrę Sandy, ale ona nie jest czarownicą, ponieważ powinna być w siódmej klasie, a jak widać, jej nie ma.
 - Ja mam i siostrę, i brata: Anne i Gregory'ego. To bliźniaki, a do szkoły będą chodzić za dwa lata. - opowiedziała Veronica.
 - To tak jak Hugo i Lily! - zawołała Rose.
 Dziewczyny rozmawiały jeszcze kilka minut, po czym Eve stwierdziła, że jest śpiąca i wszystkie poszły spać.

***

Mam nadzieję, że fajne :)
Niedługo dodam następne...

Patte

Rose Weasley - Rozdział 1

 Był pierwszy września 2017 roku. Jedenastoletnia Rose Weasley obudziła się bardzo wcześnie i ubrała. Była strasznie podekscytowana. Dzisiaj jadę do Hogwartu! - myślała raz po raz. Podeszła do szafki, na której stała klatka jej włochatki, Keli. Otworzyła ją, a sowa usiadła na jej ramieniu. Rose pogłaskała ją po grzbiecie, a ta zahuczała przyjaźnie.
 Po jakimś czasie jej mama, Hermiona, zapukała do drzwi.
 - Otwarte! - zawołała Rose, odłożyła sowę i rzuciła się na łóżko. - Cześć, mamo!
 - Cześć, Rosie. Dziś twój wielki dzień! - powiedziała Hermiona, uśmiechając się i podnosząc kciuki. - Jedziesz do Hogwartu.
 - Wiem... Mam nadzieję, że trafię do Gryffindoru.
 - Na pewno tam trafisz. Nie ma innej opcji - do pokoju wszedł Ron. Ziewnął i podrapał się po głowie. - Inaczej cię wydziedziczymy! 
 - Ron! - skarciła go Hermiona.
 - Tylko, żartuję... - powiedział i wyszedł.
 - No, kochana, chodź na śniadanie - matka uchyliła drzwi wskazując na schody. Rose wstała i poszła za nią na dół.
 W kuchni zastały Rona i Hugo, przygotowujących kanapki. 
 Na peronie 9 i ¾  spotkali rodzinę Potterów. Albus był równie poddenerwowany, co Rose, a James szybko pobiegł do swoich przyjaciół. Rodzice ostrzegli ją przed synem Malfoy'a, a potem wsiadła do pociągu. Zajęła pusty przedział, a po jakimś czasie dosiadł się do niej jakiś przystojny blondyn.
 - Można? - zapytał, stojąc w drzwiach.
 - Hmm... Tak. - odpowiedziała, a chłopak wszedł i zajął miejsce naprzeciwko niej.
 - Jestem Scorpius -  wyciągnął rękę.
 - Rose - dziewczyna odwzajemniła uścisk. - Pierwszy raz do Hogwartu?
 - Taak. Do jakiego domu chcesz trafić?
 - Do Gryffindoru, ale pewnie będę w Ravenclawie, ponieważ, jak to wszyscy mówią, że: 'odziedziczyłam inteligencję po matce' - westchnęła.
 - Twoja matka była w Ravenclawie? 
 - Nie, w Gryffindorze, ale tiara zastanawiała się, czy jej nie posłać do Ravenclawu. A ty?
 - Od pokoleń moja rodzina trafia do Slytherinu.
 - Naprawdę? - Rose wytrzeszczyła oczy. - Słyszałam, że z tego domu wyszło najwięcej czarnoksiężników.
 - Noo... A tak właściwie to jak się nazywasz? - Scorpius westchnął.
 - Weasley - odpowiedziała. - A ty?
 - Malfoy - uśmiechnął się złośliwie. - Nasze rodziny nie są przyjaźnie do siebie nastawione, co?
 - Raczej nie... Ale mój tata wspominał, że kiedyś uratował twojemu życie... - powiedziała Rose, lekko przestraszona.
 - To chyba prawda... - Scorpius wstał i rozejrzał się po przedziale. Sięgnął swoją walizkę, otworzył drzwi i powiedział: -  Miło się gadało, ale muszę gdzieś iść.
 Wyszedł. Rose zasmuciła się tym, ponieważ pomyślała, że ten chłopak wcale nie jest taki wredny, jak mu mówili rodzice. Wręcz przeciwnie. Wydawał się bardzo miły.
 Siedziała tak sama, obserwując widoki za oknem, kiedy drzwi przedziału ponownie się otworzyły. Tym razem weszło czworo jej kuzynów, nie pytając o zgodę. Albus usiadł koło niej, a Fred, James i Louis naprzeciwko. 
 Przez dłuższy czas siedzieli w milczeniu, ale później Rose i Albus zaczęli wypytywać resztę, jak jest w Hogwarcie. 
 - A co trzeba zrobić na ceremonii przydziału? - zapytał Al.
 - Będziesz musiał zamienić Rose w żabę! - postraszył go James. Dziewczyna zrobiła oburzoną minę i powiedziała:
 - Nieprawda. Trzeba założyć czapkę, a ona przydziela do domów.
 Albus odetchnął z ulgą. James wyglądał na oburzonego.
 - No! Musiałaś mówić?! - krzyknął, lecz nie był wściekły, tylko na jego twarzy cały czas widniał uśmiech. Fred zaśmiał się pod nosem i ponownie omawiał coś po cichu z Louisem. Po chwili dołączył do nich James. 
 Rose wyszła z przedziału i poszła do łazienki. Gdy była już przy drzwiach swojego przedziału spotkała Dominique, swoją kuzynkę. Dziewczyna spojrzała przez szybę kto tam siedzi, skrzywiła się i powiedziała:
 - Rosie, chodź do nas. Mamy nieco lepsze towarzystwo - uśmiechnęła się, zarzuciła rude włosy do tyłu i pomogła kuzynce zabrać walizkę do jej przedziału. W środku siedziała Victoire, Teddy oraz Molly. Każde z nich było z innej klasy: Ted - z siódmej, Vic - z piątej, Domi - z czwartej, Molly - z trzeciej, a Rose - z pierwszej. Wszyscy (prócz Rose) należeli do Gryffindoru. 

 - Pierwszy rok, co? - zapytał Teddy i pocałował Victoire w usta. Ta uśmiechnęła się i przytuliła chłopaka. Rose pokiwała głową. - Też miałem takiego stresa. Ale nie masz się co martwić! Obawiałem się, że trafię do Huffelpuffu, jak moja matka, ale Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru. - Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie i znów zajął swoją dziewczyną. 
 Molly co chwilę dodawała jej otuchy, powiedziała też, że będzie mogła koło niej usiąść, a Dominique pisała coś na pergaminie. 
 Kiedy już przebrali się w szaty w drzwiach ktoś stanął. Był to wysoki, przystojny, ciemnoskóry chłopak. Minę miał krzywą, jakby ktoś go obraził. Oparł się o drzwi i powiedział:
 - No, no, Weasley. Widzę, że na lepsze towarzystwo cię nie stać - rzucił pogardliwie w stronę Dominique z uśmiechem, a na resztę z wyrazem obrzydzenia na twarzy. - Gdybyś chciała, wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć - mrugnął do niej i wyszedł. 
 - Kto to był? - spytała Rose.
 - Jade Zabini. Paskudny Ślizgon, myślący, że może wszystko - prychnęła Dominique. - Ciągle mnie zaczepia, chce żebym z nim chodziła.
 Do końca podróży nikt się nie odzywał, a nie trwała ona dłużej niż dziesięć minut. Na peronie Rose usłyszała:
 - Pirszoroczni! Pirszoroczni, tutaj! - wołał Hagrid. Dziewczyna podążyła za głosem, odnajdując w tłumie Albusa i Scorpiusa. Ten drugi spojrzał na nią, skrzywił się i odwrócił.

 Hagrid poprowadził ich na skraj jeziora, gdzie wsiedli do łódek i popłynęli pod zamek Hogwart. Rose płynęła z Albusem i jakąś Veronicą, której nie znała. Po wyjściu z łodzi Hagrid oddał ich profesor McGonagall, a ta poprowadziła do sali wejściowej. 
 - Zaraz zostaniecie przydzieleni do waszych domów, które będą zastępowały rodzinę w ciągu roku szkolnego. Będziecie się uczyć z uczniami z waszych domów, będziecie zdobywać punkty dla waszych domów i będziecie spędzać czas w pokojach wspólnych. A domy to: Gryffindor, Huffelpuff, Ravenclaw i Slytherin. - opowiedziała profesor McGonagall i otworzyła drzwi, prowadzące do Wielkiej Sali. 

***


To by było tyle na dziś. Mam nadzieję, że nie jest zbyt długie. Następne dodam w ciągu tygodnia.


Patte